Przyjechał kamień...

Mogłabym krzyknąć jak kiedyś Marcinkiewicz - "yes yes yes". Po wielu oczekiwaniach w końcu przyjechał ukochany i oczekiwany kamień na wjazd. Co oznacza dwie rzeczy pierwsza nie bedzie brodzenia w błocie :), druga ogromna ilość pracy wykonana przez moją połówkę:)

Ale w końcu rzecz niemożliwa stała sie realna. Będzie bruk taki zwyczajny - bruki kamienne zawsze kojarzyły mi się z romantycznością, duszą i pięknem.

Długo  czekałam na ten dzień - prawie 7 lat poza ogrodzeniem, brak podjazdu bardzo często przyprawiał mnie o nerwy :) Bo wiosną ciapa, deszcz ciapa, były i takie momenty, że samochód się zakopywał a i przód reprezentacyjny przed domem wyglądał mało estetycznie.

Cześć kamieni pójdzie na estetyke moich wojennych rabat, które zamierzam zamknąć przed późną jesienią. Pewnie nie zdąże nasadzić wszystkiego ale .... chociaż będą obrzeża.

Zamówienie na różyczki złożone pokusiłam się o 20 odmian - mam nadzieję, że nie będę żałować i róże polubią mnie a ja ich. Przy doborze starałam się kierować mrozoodpornością i jak najmniejszą problematyką i oczywiście moją ukochaną kolorystyką - fioletem, różą i lekką bielą :)





Komentarze